poniedziałek, 1 lutego 2016

Rozdział 6

      Był deszczowy, zimny jesienny dzień. Stałam na przystanku i czekałam na autobus gdyż nie była to pogoda idealna do jazdy na rowerze. Byłam pogrążona w myślach o dzisiejszej sytuacji z Marcinem. Nie chciałam go ranić, ale nie czułam się gotowa żeby to z nim zrobić. Nie chciałam się aż tak śpieszyć. Miałam nadzieję, że Marcin to zrozumie jednak on coraz częściej naciskał.

      Nagle zaa zakrętu wyjechało znajome auto. Od razu go rozpoznałam a moją twarz mimowolnie wykrzywił szeroki uśmiech. Kierowca nie pozostał dłużny i z szerokim uśmiechem zatrzymał się na przystanku.

-Hej Martynka. Wskakuj do auta.

      Nie zastanawiałam się ani chwili tylko od razu zajęła miejsce koło Piotrka.

-Hej Piotrek- nie wiem co mnie podkusiło, ale pochyliłam się do niego i pocałowałam go w policzek. To był impuls. Gdy tylko się od niego odsunęłam spłonęłam rumieńcem.

-Ooo co za miłe przywitanie.- jego uśmiech stał się jeszcze szerszy.- Muszę częściej przejeżdżać tą ulicą.

-Nie przyzwyczajaj się.- powiedziałam.- Może już nigdy nie zasłużysz na takie przywitanie.

      Obaj zaczęliśmy się śmiać. Podróż do stacji minęła nam w bardzo przyjemnej atmosferze. Lubiłam spędzać czas w towarzystwie Piotrka. Przy nim nie musiałam udawać nikogo kim nie byłam. Niestety nawet przy Marcinie nie raz musiałam gryźć się w język, ponieważ on nie zawsze rozumiał co mam na myśli i nie odróżniał czy mówiłam serio czy na żarty. Byłam zła na siebie, że znów porównuję Marcina z Piotrkiem, ale robiłam to mimo woli.

      Gdy dojechaliśmy na bazę byłam w świetnym humorze. Już całkowicie zapomniała o tym, co stało się u mnie w domu.  

-To co Martynka, jeździmy dzisiaj razem.

-Owszem- powiedziałam i wysłałam mu szeroki uśmiech.

      Poszliśmy się przebrać i potem zrobiłam nam kawę, gdyż mieliśmy jeszcze 20 min do rozpoczęcia naszego dyżuru. W tej samej chwili do stacji wszedł Wiktor z Adamem. Wyglądali na bardzo zmęczonych. Chwilę po nich do stacji weszła Renata, jednak ona udawała, że nas nie widzi i usiała jak najdalej od nas.

-Cześć dzieciaki.- powiedział Wiktor i usiadł koło nas.

-Dzień dobry doktorze.- odpowiedzieliśmy.

      Adam również siadł z nami.

-Zrobić wam kawy?- zapytałam. 

-Martyna czytasz mi w myślach.- powiedział Wiktor, a Adam entuzjastycznie pokiwał głową.

      Poszłam zrobić im kawę. Niestety nie było dane im ją wypić gdyż w radiu rozległ się głos dyspozytorki.

- 21 S pożar na ul. Żwirki i Wigury 3. Pali się blok. Wysyłamy tam wszystkie zespoły. Jest wielu poszkodowanych. Straż już zabezpiecza teren.

-Przyjąłem- powiedział Adam i zaczął się zbierać.

- Są może już na bazie Martyna i Piotr?- zapytała dyspozytorka

-Tak.

      Po chwili i my zostaliśmy wezwani w to samo miejsce. Szybko dojechaliśmy na miejsce. Były tam już dwa zespoły. Razem z Piotrkiem wżęliśmy sprzęt i pobiegliśmy w stronę poszkodowanych.

-Martyna! Piotr! Chodźcie tutaj.- zawołał nas Góra. Gdy byliśmy już koło niego zobaczyłam że klęczy nad kobietą w zaawansowanej ciąży. Koło niej płakało kilkuletnie dziecko z poparzoną rączką.- Musicie tą kobietę szybko zawieźć do szpitala.

      Razem z Piotrkiem szybko przejęliśmy pacjentkę od Góry który pobiegł do następnych poszkodowanych. Gdy kobieta była już na noszach spojrzałam na małego chłopca, który wciąż płakał.

-Hej mały. Jestem Martyna. A ty jak masz na imię.- zapytałam go i uklękłam koło niego.

-Piotrek- odpowiedział zapłakanym głosem.

-O to tak samo jak mój kolega.- pokazałam na Piotrka, który uśmiechnął się do chłopaka.

-Co jest mojej mamusi? Boli mnie rączka.

-Zaraz zajmiemy się twoją mamusią i rączką. Ale powiedz mi gdzie jest twój tatuś?

-Ja nie mam taty.- powiedział chłopczyk a mnie serce zabolało.- Umarł 3 miesiące temu.

      Zrobiło mi się smutno. Nie mogliśmy zostawić tutaj tego chłopca samego. Dlatego zabraliśmy go do karetki razem z jego mamą. Jadąc opatrzyłam mu rękę i zajęłam się kobietą. W połowie drogi do szpitala kobieta się ocknęła i zaczęła wrzeszczeć że rodzi. Chłopczyk był przerażony i zaczął płakać.

-Piotrek! Zatrzymaj się!

      Piotr szybko wykonał moje polecenia i chwilę potem był już przy mnie.

- Który to tydzień?- zapytałam kobiety.

- 36.

Piotrek wyprowadził chłopczyka z karetki i wrócił do mnie. Kobieta w międzyczasie straciła przytomność.

-Piotrek popatrz. Dziecko nie jest jeszcze odwrócone.

      Był przerażony. Piotrek nigdy nie lubił odbierać porodów. Był twardzielem, ale poród to było dla niego za wiele. Jednak szybko się ogarnął sprawdził parametry i wyciągnął radio.

-23 P kobieta zaczęła rodzić. 36 tydzień. Dziecko nie jest prawidłowo ułożone.

      W czasie gdy Piotrek przekazywał informacje ja badałam kobietę.

-Piotrek! Dziecko zaczyna się dusić! Musimy zrobić cesarkę.

      Szybko zabraliśmy się do roboty. Podaliśmy leki przeciwbólowe i zaczęłam przecinać skórę. Wokoło było pełno krwi. Piotrek odciągnął skórę, a ja wyjęłam małą dziewczynkę która od razu zaczęła płakać.

- Udało się. Dziewczynka zdrowa na 10 punktów.

      Do oczu napłynęły mi łzy. To były momenty dla których kochałam tą pracę. Piotrek zajął się kobietą a ja owinęłam dziecko jak najmocniej żeby nie wpadło w hipotermie. Piotr włączył ogrzewanie na full i wziął chłopca, który przez cały czas czekał na dworze, do szoferki i szybko udaliśmy się do szpitala.

      Podczas naszego dyżuru mieliśmy jeszcze kilka wezwań. Gdy się skończył ten męczący dzień szybko przebrałam się i wyszłam ze stacji.

-Podwieźć cię do domu?- zapytał Piotrek, który wyszedł tuż za mną.- Jadę w tamtą stronę.

-Wiesz nie chcę cię wykorzystywać za bardzo.- zaczęłam się z nim droczyć

-Martynka, jak dla mnie to możesz mnie wykorzystywać w ten i inny sposób kiedy chcesz.- mówiąc to posłał mi swój uwodzicielski uśmiech. Poczułam motylki w brzuchu, jednak żeby nie pokazać tego jaki wpływ na mnie mają jego słowa zaczęłam się śmiać.

-Ech Piotruś. Jakże bym mogła tobie odmówić.

      Śmiejąc się podeszliśmy do jego auta i otworzył przede mną drzwi.

-Zapraszam madame.

-Dziękuję

      Nie mogłam przestać się śmiać.

-A tak przy okazji to co ty robiłeś dzisiaj na mojej ulicy co Piotruś?- zapytałam ponieważ Piotrek mieszkał po drugiej stronie miasta i zdziwiło mnie trochę skąd nagle wziął się niedaleko mojego mieszkania.

-Wiesz niedawno kupiłem nowe mieszkanie niedaleko ciebie. Tamto to była jakaś rudera, a że miałem zaoszczędzone kilka groszy to postanowiłem, że zaszaleje.

-Fajnie- nie wiem czemu ale ucieszyłam się na tą wiadomość.- Więc teraz jesteśmy sąsiadami.

-Można tak powiedzieć. Mieszkam w bloku naprzeciwko twojego pod numerem 13.

-Szczęśliwa 13.- zaśmiałam się

-Mam taką nadzieję.

      Dojechaliśmy na miejsce. Zanim wysiadłam z samochodu pochyliłam się do Piotrka i znów pocałowałam go w policzek na pożegnanie.

- No widzę, że to naprawdę jest szczęśliwa trzynastka.- powiedział z szerokim uśmiechem- Gdy skończę się przeprowadzać to czuj się zaproszona na parapetówkę.

-Z chęcią przyjdę.


      Po tych słowach wyszłam z auta i pobiegłam na górę do swojego mieszkania…

2 komentarze:

  1. Super opowiadanie czekam na dalszą część i zapraszam na mojego bloga http://opowiastkinasygnale.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń