sobota, 6 lutego 2016

Rozdział 8

      //Martyna//
      Czułam na sobie coś ciężkiego. Nie mogłam się ruszyć. Było mi gorąco. Czułam łzy na policzkach. Krzyczałam ale nikt nie chciał mi pomóc.

-Teraz mi się nie wywiniesz.- usłyszałam głos Rafała.- Jesteś i zawsze będziesz moja.

      Ze strachu w moim gardle pojawiła się ogromna gule przez którą nie mogłam wypowiedzieć już ani słowa…

//Piotr//

      Wstałem wczesnym rankiem. Martyna tuliła się do mnie i leżała na mojej klatce. Był to najpiękniejszy poranek w moim życiu. Jednak czułem ogromny gniew i wiedziałem, że będę musiał porozmawiać z Marcinem.

      Poszedłem do kuchni i nastawiłem ekspres. Następnie ubrałem się w dżinsy i koszulkę, zabrałem kurtkę i poszedłem do pobliskiego sklepu po coś na śniadanie. Po 15 minutach wróciłem. Jeszcze zanim otworzyłem drzwi usłyszałem krzyki Martyny.  Szybko odłożyłem zakupy na podłogę i pobiegłem do sypialni. Od razu wyswobodziłem ją z kołdry i przytuliłem uspokajająco szepcząc do ucha  że jest bezpieczna.

      Chwilę potem zorientowałem się, że coś jest nie tak. Od Martyny biło niesamowite ciepło. Czułem, że jest cała spocona. Odsunąłem ją od siebie i spojrzałem na jej twarz. Była cała rozpalona i nieprzytomna, cały czas mamrotała pod nosem żeby Marcin jej nie ruszał.

      Odłożyłem ją ostrożnie na poduszki i przykryłem szczelnie. Następnie pobiegłem po termometr do kuchni
i wróciłem aby sprawdzić jej temperaturę. Gdy usłyszałem charakterystyczny dźwięk spojrzałem na mały ekranik i przestraszyłem się nie na żarty ponieważ wyświetlało się 41oC. Szybko pobiegłem do łazienki po mokre ręczniki i zacząłem okładać nimi ciało Martyny żeby zbić gorączkę. Wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer Wiktora.

-Co jest Piotrek?- odebrał po drugim sygnale.

-Doktorze Martyna ma 41o gorączki. Nie wiem od kiedy, bo niedawno wstałem.

-Spokojnie Piotrek. Obłóż ją mokrymi ręcznikami, żeby zbić temperaturę.

-Zrobiłem już to i nic to nie pomaga.

-Ok. To idź nalać do wanny zimnej wody. Musisz jak najszybciej zbić gorączkę. Ja już do was jadę.-po tych słowach się rozłączył

      Szybko pobiegłem do łazienki i zacząłem lać wodę do wanny. Gdy wanna byłą już do połowy pełna wróciłem do sypialni. Twarz Martyny po raz pierwszy od mojego powrotu byłą bardzo spokojna.

-Martynka. Słyszysz mnie?- zapytałem się jej w międzyczasie odsłaniając okrycie.- Wszystko będzie dobrze. Za niedługo będzie tutaj Wiktor i ci pomoże.

      Wziąłem ją na ręce i przytuliłem do piersi. Mimo ogromnej temperatury, jaka biła od jej ciała, dziewczyna cały czas się trzęsła z zimna. Ostrożnie zacząłem wkładać ją do wanny z zimną wodą.

-Zimno mi.- powiedziała słabo.

-Wiem Martynka, ale musimy zbić gorączkę.

-Piotrek?- zapytała a między jej oczami pojawiła się mała zmarszczka niezrozumienia. Po chwili jej twarz stała się znów gładka i nieobecna. – Kocham cię Piotrek.

      Gdy usłyszałem te słowa moje serce zaczęło bić szybciej. Nie wiedziałem czy to co powiedziała było prawdą jednak nie przejmowałem się tym. Byłem szczęśliwy. Przybliżyłem usta do jej głowy i pocałowałem ja lekko w czoło.

-Ja ciebie też kocham Martynka- czułem się cudownie mogąc wypowiedzieć te słowa.

      W tym momencie zadzwonił dzwonek. Poszedłem otworzyć drzwi za którymi stał Wiktor z czerwoną torbą w ręku.

-Gdzie ona jest?

-W łazience. –poszedłem we wskazanym kierunku.- Właśnie włożyłem ją do wanny z  zimną wodą.

      Weszliśmy do łazienki. Wiktor od razu otworzył torbę z lekami.

-Piotrek zrób jej wkłucie. Ja sprawdzę czy temperatura się trochę zbiła. Jeśli nam się nie uda to będziemy musieli wziąć ją do szpitala.

      Wykonałem jego polecenia. Bałem się o Martynę, jednak teraz byłem spokojniejszy bo wiedziałem, że jest w dobrych rękach. Wiktor, ja, Adam i Martyna byliśmy przyjaciółmi. Najlepiej pracowało mi się w ich towarzystwie. Przeszliśmy już bardzo wiele ciężkich chwil co sprawiło, że ubraliśmy i martwiliśmy się o siebie nawzajem. 

     Widziałem, że Wiktor też był zmartwiony stanem Martyny. Szybko sprawdził temperaturę.

-Ok temperatura spada.-powiedział z ulgą- Podaj jej Ketoprofen w 200 ml soli.

-Już się robi

      Po kilku minutach jej stan zaczął się poprawiać. Razem z Wiktorem wyciągnęliśmy Martynę z wody. Jako, że włożyłem ją do wanny w ubraniu to teraz trzeba było ją przebrać w suche ciuchy. Wyjąłem z szafy inne spodnie dresowe oraz koszulkę z długim rękawem i ciepły sweter.

-Doktorze chyba lepiej będzie, jak pan ją sam ubierze. Nie chcę żeby czuła się potem skrępowana przeze mnie. –powiedziałem podając mu ubrania.

-Ok Piotrek to poczekaj na mnie w kuchni.

      Wyszedłem z pokoju i zaparzyłem znów kawy, bo tamta była już zimna. Chwilę po mnie przyszedł Wiktor i usiadł przy stole. Podałem mu kawę, wyciągnąłem mleko z lodówki i usiadłem naprzeciwko niego.

-No Piotrek to teraz powiedz mi co jest między wami?

Cicho westchnąłem.

-Nic doktorze.

-Ok.
      Za to lubiłem Wiktora- nigdy nie wcinał się w czyjeś życie jeśli tego nie chciałeś. Jednak dziś wiedziałem, że zasługuje na wyjaśnienie.

- Wczoraj wieczorem Martyna przybiegła pod drzwi mojego bloku. Byłą w ogromnym szoku. Szybko zbiegłem na dół żeby sprawdzić co się stało. Zaprosiłem ją do siebie. Lała się z niej woda, cała się trzęsła jednak nie wiem czy z zimna czy ze strachu.- tutaj chwile się zatrzymałem. Znów poczułem narastający gniew.- Gdy się trochę uspokoiła i przebrała w moje ciuchy nadal była roztrzęsiona… Marcin, jej chłopak, rzucił się na nią gdy wróciła do domu… Chciał ją zmusić…

-Spokojnie Piotrek. Rozumiem- Wiktor próbował mnie uspokoić.- Widziałem sińce na jej nadgarstkach.

-Sińce?!- jeśli myślałem wcześniej, że byłem zły to teraz byłem wkurwiony. –Zabije go.

-Piotrek, uspokój się. Tak jej nie pomożesz. Teraz najważniejsze jest to, żeby Martyna wyzdrowiała. Musi mieć teraz opiekę.

-Zajmę się nią doktorze.

- Zostawię ci receptę i trochę lekarstw.- zaczął wstawać.- Jakby coś się działo to dzwoń do mnie.

-Ok. Dziękuję, że przyjechał pan tak szybko mimo tego, że ma pan dzisiaj wolne.- zawsze zwracałem się do Wiktora "Pan" albo "doktor" mimo, że proponował mi, abym mówił do niego po imieniu to nie czułbym się dobrze z ty faktem. Lubiłem go i traktowałem jak przyjaciela, jednak dla mnie to był zawsze doktor Banach.


      Gdy Wiktor wyszedł znów poszedłem do sypialni sprawdzić co z Martyną. Podszedłem do niej i pogłaskałem ją po policzku który nadal był zarumieniony z gorączki. Wydawało się, że czuje się lepiej, jednak bałem się zostawić ją samą więc położyłem się koło niej i zacząłem czytać jakąś książkę, która leżała niedaleko łóżka. 

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Hej wam :D 

Jak myślicie co będzie dalej?

Szczerze mówiąc sama nie wiem co wymyślę :P Sama siebie czasem zaskakuje tym co tu wypisuje... Ale cóż cały czas do przodu. Proszę zostawcie po sobie jakiś znak czy wam sie podoba czy nie. 

Pozdrawiam :*

wtorek, 2 lutego 2016

Rozdział 7

Wchodząc do mieszkania od razu wiedziałam, że coś jest nie tak. W całym domu pachniało wódką i wszystkie światłą były zapalone. Co więcej w salonie panował ogromny bałagan. Na podłodze widziałam potłuczone szkło. Przeraziłam się nie na żarty.

-Marcin?! 
      Właśnie wyciągałam telefon żeby zadzwonić na policje i zgłosić włamanie, gdy z łazienki wyszedł Marcin. Wyglądał jakby pił cały dzień, co wnioskując po zapachu unoszącym się w całym domu mogło być prawdą. Mimo tego trzymał się mocno na nogach i w pewnym momencie zaczął iść w moją stronę.

- Marcin co się stało?- zapytałam się. Byłam przerażona, a on był coraz bliżej. Wpatrywał się we mnie, a w jego oczach widziałam ogromny gniew.

-Co się stało?! Ty się jeszcze bezczelnie pytasz „co się stało”?!- krzyknął na mnie- Widziałem cię z nim! Widziałem jak go całujesz! Myślałaś, że jestem taki głupi i się nie dowiem co?

      Marcin stał już koło mnie, a ja nie miałam już gdzie uciec. Zapędził mnie w kozi róg. Chwycił mnie za nadgarstki tak mocno, że zasyczałam z bólu.

-Marcin to nie tak. Piotrek to tylko przyjaciel…

-Nie pierdol mi tu! Wiem, że mnie z nim zdradzasz! Udawałaś taką cnotkę. A ja to szanowałem, ale dość tego. Mówiłem mu, że będziesz moja i mam zamiar dotrzymać tego słowa.- zaczął mnie ciągnąć w stronę mojej sypialni.

      Próbowałam mu się wyrwać ale bezskutecznie. Łzy ciekły mi po policzkach.

-Marcin przestań. Proszę. To boli.

Chłopak rzucił mnie na łóżko i położył się na mnie uniemożliwiając mi ruch.

-I chuj mnie to obchodzi. Mnie też zabolało, jak cię z nim zobaczyłem.- zbliżył twarz do mojej- Po tej nocy już nigdy nie zapomnisz do kogo należysz.

-Co?! Nie należę do nikogo!- powiedziałam zdenerwowana. Znów próbowałam się wyszarpnąć, ale Marcin trzymał mnie mocno.

      Nie słuchał co do niego mówię. Zamiast tego trzymał moje ręce jedną ręką, a drugą złapał moją twarz. Nachylił się do mnie i wepchnął mi język prosto do gardła. Zaczęłam się dusić. Próbowałam jeszcze mocniej się wyrwać, ale nic to nie dawało. Jego kolano brutalnie zaczęło rozsuwać moje nogi. Ogarnęła mnie panika. Dłoń, która trzymała moją twarz puściła ją i zaczęła podnosić moją koszulkę a następnie mocno ugniatać moją prawą pierś. Następnie zsunęła się jeszcze niżej i próbowała rozpiąć moje spodnie. Z moich oczu leciały łzy wyrywałam się lecz to nic nie dawało. Widziałam jak Marcin rozpina swoje spodnie.

      Wykorzystałam tą chwilę nieuwagi i lewym kolanem trafiłam centralnie w jego krocze. Marcin zwijał się z bólu, a ja szybko uciekłam z mieszkania. Biegłam na oślep. Gdy wybiegłam z klatki szybko zapięłam moje spodnie i nadal biegłam. Nie wiedziałam co mam robić. Dusiłam się z przerażenia. Nie wiedząc co robię przebiegłam na drugą stronę ulicy i zadzwoniłam po numer 13.

-Słucham- rozległ się znajomy, ciepły głos.

-Pomocy- nie wiedziałam czy mnie zrozumiał bo szlochałam na cały głos.

-Martyna?!

      Nic nie odpowiedziałam, tylko zawyłam jeszcze głośniej i osunęłam się na ziemię pod drzwiami, ponieważ nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Nie minęła minuta, a drzwi do klatki otworzyły się i w nich stanął Piotrek w samych bokserkach. W normalnych okolicznościach z pewnością dostałabym palpitacji serca. Jednak teraz trzęsłam się tylko i patrzyłam na niego z nadzieją.

      -Martynka co się stało?- zapytał. W jego oczach widziałam przerażenie. Gdy mu nie odpowiedziałam znów zagadał- Wejdź do środka. Jesteś cała przemoczona. Zmarzniemy jak tu zostaniemy.

      Dopiero teraz zauważyłam, że leje jak z cebra. Czułam że się cała trzęsę, ale nie wiedziałam czy to ze strachu czy z zimna. Wiedziałam jednak, że mogę zaufać Piotrkowi.

      Podał mi rękę. Chwyciłam ją, jednak gdy chciałam wstać to czułam, że nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Piotrek jednak nie pozwolił mi upaść i podtrzymał mnie. Już po chwili znaleźliśmy się w jego ciepłym mieszkaniu.

-Usiądź- podprowadził mnie do kanapy która stała na środku pomieszczenia.- Przyniosę ci coś na zmianę żebyś się nie przeziębiła.

      Wyszedł do innego pokoju. Ja nadal płakałam. Czułam jego dłonie na moim ciele. Gdy znów wpadałam w panikę do pokoju wszedł Piotrek z suchymi rzeczami. Widząc co się ze mną dzieje szybko podszedł do mnie i przytulił.

-Cichutko. Martynka. Wszystko będzie dobrze.- zaczął mną lekko kołysać.- Masz tu ciuchy. Przebierz się szybko, a ja pójdę zrobić herbaty na rozgrzanie.

      Wstałam z kanapy, wzięłam rzeczy i poszłam do łazienki się przebrać.

***
//Piotr//

      Gdy zobaczyłem zapłakaną Martynę pod moją klatką przeraziłem się nie na żarty. Przecież Martyna zawsze byłą twardą kobietą i rzadko zdarzało jej się płakać. Czułem, że stało się coś złego jednak nie chciałem na nią naciskać ponieważ była w naprawdę złym stanie psychicznym.

      Poszedłem do kuchni zrobić herbatę. Moja mama zawsze robiła herbatę gdy w domu panowała nerwowa atmosfera. To od niej nauczyłem się, że dzięki herbacie stajemy się spokojniejsi. Właśnie wyciskałem cytrynę gdy z łazienki wyszła Martyna w moich spodniach od dresu i koszulce. Wyglądała pięknie mimo podpuchniętych i zaczerwienionych oczu. Szybko dokończyłem to co robiłem i dołączyłem do niej w salonie. Nadal cała się trzęsła. Podałem jej herbatę, a ona przyjęła ją drżącą ręką.

-Dziękuję- powiedziała słabym głosem.

Uśmiechnąłem się do niej i sam wziąłem łyka z mojego kubka.

-Co się stało Martynka.- zapytałem. Dziewczyna podniosła na mnie wzrok, a w jej oczach znów pojawiły się łzy.

-Marcin… On… Chciał…- zaczęła szlochać, a moje mięśnie się napięły.

-Spokojnie jak nie chcesz to nie mów.

      Martyna potrząsnęła głową, wzięła głęboki oddech i opowiedziała mi co się wydarzyło po naszym rozstaniu. Z każdym słowem czułem, że narasta we mnie coraz większy gniew. Chciałem się ubrać, pobiec do jej mieszkania i pokazać temu draniowi co o nim myślę. Powstrzymał mnie tylko fakt, że byłem teraz bardziej potrzebny Martynie. Gdy skończyła, znów zaczęła szlochać. Cała się trzęsła i byłą strasznie zimna. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do mojej sypialni. Tam nakryłem ją kołdrą i znów objąłem. Cały czas płakała. Poszedłem do kuchni po tabletki na uspokojenie i wodę. Gdy je połknęła znów się we mnie wtuliła i po pół godziny zapadła w sen.

      Ostrożnie wyszedłem z pokoju i poszedłem do salonu. Zacząłem szukać koca w jeszcze nie rozpakowanych pudłach. Gdy go znalazłem położyłem się na kanapie. Jednak długo nie mogłem zasnąć po tym co powiedziała mi Martyna.

      W końcu mi się udało zamknąć oczy. Jednak nie trwało to długo. W pewnej chwili usłyszałem głośny krzyk. Lekko zdezorientowany usiadłem na kanapie. Wtedy krzyk rozległ się ponownie. Od razu przypomniało mi się  co wydarzyło się wieczorem i zorientowałem się do kogo należy krzyk.

      Szybko wstałem z kanapy i pobiegłem do sypialni.

-Zostaw mnie! Nie dotykaj mnie! Błagam.

      Włączyłem światło. Martynka płakała przez sen i walczyła z kołdrą. Podbiegłem do niej, chwyciłem ją za ramiona i lekko potrząsnąłem.

-Martynka! Obudź się! To tylko zły sen.- w tym momencie dziewczyna otworzyła oczy. Zobaczyłem w nich przerażenie i panikę.- Spokojnie nic ci nie grozi. Jestem przy tobie. Nic ci się nie stanie.- mówiłem do niej spokojnym tonem.

-Piotrek.- powiedziała z ulgą i przytuliła się do mnie. Odwzajemniłem jej uścisk

-Spokojnie. Jesteś bezpieczna.

-Zostań ze mną- powiedziała unosząc głowę i patrząc mi w oczy.

-Dobrze.


      Szybko wyszedłem z łóżka, wyłączyłem lampę i położyłem się obok Martyny. Dziewczyna się we mnie wtuliła i niedługo potem znów zapadła w sen.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Hej :) Co tam u was? 

Mam do was małą prośbę... Otóż jest to mój pierwszy blog i szczerze mówiąc cały czas się uczę. Jednak przeczytałam nie jeden z waszych blogów i wiem, że czytają mnie bardziej doświadczone osoby. Niestety jak na razie nie mam zbyt wielkiej liczby wyświetleń i prośbę mam czy nie moglibyście pomóc mi jakoś żeby ten blog trafił do większej liczby odbiorców...
Z góry dziękuję :*


Co myślicie o tym rozdziale? Jak myślicie co będzie dalej?


poniedziałek, 1 lutego 2016

Rozdział 6

      Był deszczowy, zimny jesienny dzień. Stałam na przystanku i czekałam na autobus gdyż nie była to pogoda idealna do jazdy na rowerze. Byłam pogrążona w myślach o dzisiejszej sytuacji z Marcinem. Nie chciałam go ranić, ale nie czułam się gotowa żeby to z nim zrobić. Nie chciałam się aż tak śpieszyć. Miałam nadzieję, że Marcin to zrozumie jednak on coraz częściej naciskał.

      Nagle zaa zakrętu wyjechało znajome auto. Od razu go rozpoznałam a moją twarz mimowolnie wykrzywił szeroki uśmiech. Kierowca nie pozostał dłużny i z szerokim uśmiechem zatrzymał się na przystanku.

-Hej Martynka. Wskakuj do auta.

      Nie zastanawiałam się ani chwili tylko od razu zajęła miejsce koło Piotrka.

-Hej Piotrek- nie wiem co mnie podkusiło, ale pochyliłam się do niego i pocałowałam go w policzek. To był impuls. Gdy tylko się od niego odsunęłam spłonęłam rumieńcem.

-Ooo co za miłe przywitanie.- jego uśmiech stał się jeszcze szerszy.- Muszę częściej przejeżdżać tą ulicą.

-Nie przyzwyczajaj się.- powiedziałam.- Może już nigdy nie zasłużysz na takie przywitanie.

      Obaj zaczęliśmy się śmiać. Podróż do stacji minęła nam w bardzo przyjemnej atmosferze. Lubiłam spędzać czas w towarzystwie Piotrka. Przy nim nie musiałam udawać nikogo kim nie byłam. Niestety nawet przy Marcinie nie raz musiałam gryźć się w język, ponieważ on nie zawsze rozumiał co mam na myśli i nie odróżniał czy mówiłam serio czy na żarty. Byłam zła na siebie, że znów porównuję Marcina z Piotrkiem, ale robiłam to mimo woli.

      Gdy dojechaliśmy na bazę byłam w świetnym humorze. Już całkowicie zapomniała o tym, co stało się u mnie w domu.  

-To co Martynka, jeździmy dzisiaj razem.

-Owszem- powiedziałam i wysłałam mu szeroki uśmiech.

      Poszliśmy się przebrać i potem zrobiłam nam kawę, gdyż mieliśmy jeszcze 20 min do rozpoczęcia naszego dyżuru. W tej samej chwili do stacji wszedł Wiktor z Adamem. Wyglądali na bardzo zmęczonych. Chwilę po nich do stacji weszła Renata, jednak ona udawała, że nas nie widzi i usiała jak najdalej od nas.

-Cześć dzieciaki.- powiedział Wiktor i usiadł koło nas.

-Dzień dobry doktorze.- odpowiedzieliśmy.

      Adam również siadł z nami.

-Zrobić wam kawy?- zapytałam. 

-Martyna czytasz mi w myślach.- powiedział Wiktor, a Adam entuzjastycznie pokiwał głową.

      Poszłam zrobić im kawę. Niestety nie było dane im ją wypić gdyż w radiu rozległ się głos dyspozytorki.

- 21 S pożar na ul. Żwirki i Wigury 3. Pali się blok. Wysyłamy tam wszystkie zespoły. Jest wielu poszkodowanych. Straż już zabezpiecza teren.

-Przyjąłem- powiedział Adam i zaczął się zbierać.

- Są może już na bazie Martyna i Piotr?- zapytała dyspozytorka

-Tak.

      Po chwili i my zostaliśmy wezwani w to samo miejsce. Szybko dojechaliśmy na miejsce. Były tam już dwa zespoły. Razem z Piotrkiem wżęliśmy sprzęt i pobiegliśmy w stronę poszkodowanych.

-Martyna! Piotr! Chodźcie tutaj.- zawołał nas Góra. Gdy byliśmy już koło niego zobaczyłam że klęczy nad kobietą w zaawansowanej ciąży. Koło niej płakało kilkuletnie dziecko z poparzoną rączką.- Musicie tą kobietę szybko zawieźć do szpitala.

      Razem z Piotrkiem szybko przejęliśmy pacjentkę od Góry który pobiegł do następnych poszkodowanych. Gdy kobieta była już na noszach spojrzałam na małego chłopca, który wciąż płakał.

-Hej mały. Jestem Martyna. A ty jak masz na imię.- zapytałam go i uklękłam koło niego.

-Piotrek- odpowiedział zapłakanym głosem.

-O to tak samo jak mój kolega.- pokazałam na Piotrka, który uśmiechnął się do chłopaka.

-Co jest mojej mamusi? Boli mnie rączka.

-Zaraz zajmiemy się twoją mamusią i rączką. Ale powiedz mi gdzie jest twój tatuś?

-Ja nie mam taty.- powiedział chłopczyk a mnie serce zabolało.- Umarł 3 miesiące temu.

      Zrobiło mi się smutno. Nie mogliśmy zostawić tutaj tego chłopca samego. Dlatego zabraliśmy go do karetki razem z jego mamą. Jadąc opatrzyłam mu rękę i zajęłam się kobietą. W połowie drogi do szpitala kobieta się ocknęła i zaczęła wrzeszczeć że rodzi. Chłopczyk był przerażony i zaczął płakać.

-Piotrek! Zatrzymaj się!

      Piotr szybko wykonał moje polecenia i chwilę potem był już przy mnie.

- Który to tydzień?- zapytałam kobiety.

- 36.

Piotrek wyprowadził chłopczyka z karetki i wrócił do mnie. Kobieta w międzyczasie straciła przytomność.

-Piotrek popatrz. Dziecko nie jest jeszcze odwrócone.

      Był przerażony. Piotrek nigdy nie lubił odbierać porodów. Był twardzielem, ale poród to było dla niego za wiele. Jednak szybko się ogarnął sprawdził parametry i wyciągnął radio.

-23 P kobieta zaczęła rodzić. 36 tydzień. Dziecko nie jest prawidłowo ułożone.

      W czasie gdy Piotrek przekazywał informacje ja badałam kobietę.

-Piotrek! Dziecko zaczyna się dusić! Musimy zrobić cesarkę.

      Szybko zabraliśmy się do roboty. Podaliśmy leki przeciwbólowe i zaczęłam przecinać skórę. Wokoło było pełno krwi. Piotrek odciągnął skórę, a ja wyjęłam małą dziewczynkę która od razu zaczęła płakać.

- Udało się. Dziewczynka zdrowa na 10 punktów.

      Do oczu napłynęły mi łzy. To były momenty dla których kochałam tą pracę. Piotrek zajął się kobietą a ja owinęłam dziecko jak najmocniej żeby nie wpadło w hipotermie. Piotr włączył ogrzewanie na full i wziął chłopca, który przez cały czas czekał na dworze, do szoferki i szybko udaliśmy się do szpitala.

      Podczas naszego dyżuru mieliśmy jeszcze kilka wezwań. Gdy się skończył ten męczący dzień szybko przebrałam się i wyszłam ze stacji.

-Podwieźć cię do domu?- zapytał Piotrek, który wyszedł tuż za mną.- Jadę w tamtą stronę.

-Wiesz nie chcę cię wykorzystywać za bardzo.- zaczęłam się z nim droczyć

-Martynka, jak dla mnie to możesz mnie wykorzystywać w ten i inny sposób kiedy chcesz.- mówiąc to posłał mi swój uwodzicielski uśmiech. Poczułam motylki w brzuchu, jednak żeby nie pokazać tego jaki wpływ na mnie mają jego słowa zaczęłam się śmiać.

-Ech Piotruś. Jakże bym mogła tobie odmówić.

      Śmiejąc się podeszliśmy do jego auta i otworzył przede mną drzwi.

-Zapraszam madame.

-Dziękuję

      Nie mogłam przestać się śmiać.

-A tak przy okazji to co ty robiłeś dzisiaj na mojej ulicy co Piotruś?- zapytałam ponieważ Piotrek mieszkał po drugiej stronie miasta i zdziwiło mnie trochę skąd nagle wziął się niedaleko mojego mieszkania.

-Wiesz niedawno kupiłem nowe mieszkanie niedaleko ciebie. Tamto to była jakaś rudera, a że miałem zaoszczędzone kilka groszy to postanowiłem, że zaszaleje.

-Fajnie- nie wiem czemu ale ucieszyłam się na tą wiadomość.- Więc teraz jesteśmy sąsiadami.

-Można tak powiedzieć. Mieszkam w bloku naprzeciwko twojego pod numerem 13.

-Szczęśliwa 13.- zaśmiałam się

-Mam taką nadzieję.

      Dojechaliśmy na miejsce. Zanim wysiadłam z samochodu pochyliłam się do Piotrka i znów pocałowałam go w policzek na pożegnanie.

- No widzę, że to naprawdę jest szczęśliwa trzynastka.- powiedział z szerokim uśmiechem- Gdy skończę się przeprowadzać to czuj się zaproszona na parapetówkę.

-Z chęcią przyjdę.


      Po tych słowach wyszłam z auta i pobiegłam na górę do swojego mieszkania…

czwartek, 28 stycznia 2016

Rozdział 5


      Wyszedłem za Martynką ze szpitala, tuż obok mnie szedł Wiktor. Stałą koło karetki wpatrzona w jakiś punkt na drodze.

-Ziemia do Martyny.-powiedziałem głośno i się uśmiechnąłem. Dziewczyna nie zareagowała. Spojrzeliśmy z Wiktorem na siebie i podeszliśmy bliżej.- Martyna? Wszystko ok?

      W tym monecie podniosła wzrok. Widziałem, że coś jest nie tak.

-Nie najlepiej się czuję- powiedziała słabym głosem.

      Zareagowałem jeszcze zanim zaczęła tracić przytomność.

-Martyna?!- zapytałem przerażony.

-Piotrek zanieś ją do szpitala.- powiedział Wiktor. W jego głosie też dało się słyszeć napięcie.

      Zwinnym ruchem wziąłem Martynę na ręce i wniosłem do szpitala. Korytarzem akurat przechodził doktor Adam Krajewski i od razu podbiegł do nas.

-Co się stało?

-Zemdlała przed chwilą.- odpowiedział Wiktor. Ja wniosłem ją na salę przyjęć i położyłem na łóżku.

      Adam zaczął wydawać polecenia pielęgniarkom. Sam zbadał ciśnienie i cukier jednak wszystko było w normie. W pewnym momencie poczułem, że sam mam lekkie zawroty głowy. Usiadłem na pobliskim krześle. Nie uszło to uwadze Wiktora.

-Co jest Piotrek?

-Zakręciło mi się w głowie.

      Wtedy dostałem olśnienia. Woda.

-Doktorze- zwróciłem się do Wiktora, który był najbliżej.- W tej wodzie musiało coś być.

      Zrobili potrzebne badania i po godzinie okazało się, że najprawdopodobniej w wodzie była rozpuszczona tabletka gwałtu. Ja wypiłem jej mniej dlatego praktycznie nic mi nie było. Niedługo po otrzymaniu wyników Martyna zaczęła się wybudzać. Wiktor zgłosił cały incydent na policje co poskutkowało tym, że policja zabrała chłopaka, który mnie zaatakował jak i również dilera, który miał przy sobie nie tylko tabletki gwałtu ale również inne rzeczy…

-Piotrek? Co się stało?- zapytała Martynka. Widać było, że nie do końca jeszcze ogarnia. Ja stałem nad jej łóżkiem i trzymałem ją za rękę, żeby ją uspokoić.

-Spokojnie. Straciłaś przytomność. W wodzie, którą wypiliśmy podczas akcji ktoś rozpuścił tabletkę gwałtu. Policja już ujęła sprawców.- w tym monecie Martyna zaczęła się podnosić. Pomogłem jej usiąść na łóżku.

-Piotr, Martyna macie już dzisiaj wolne. Możecie iść do domu odpocząć.- powiedział Wiktor, który właśnie wszedł do sali.-Martyna jak się czujesz?

-Dobrze doktorze. Dziękuję.

      Wyszliśmy ze szpitala i pojechaliśmy karetką do stacji. Gdy wychodziłem z auta dostrzegłem jakąś postać niedaleko wejścia. Od razu rozpoznałem Marcina. Na widok Martyny na jego twarz wpłynął uśmiech. Może przesadzam, ale wydawało mi się, że w wyrazie jego twarzy było coś nie tak. Wiem że nie powinienem tak mówić w końcu to mój najlepszy przyjaciel, ale nie mogłem powstrzymać przeczucia, że coś tu jest nie tak. Martynka wyskoczyła szybko z karetki i podbiegłą do niego w podskokach.

-Cześć. Skocze się przebrać i możemy iść.- powiedziała z szerokim uśmiechem i pocałowała go w policzek na przywitanie.

      Przyglądałem się temu z boku i poczułem że się we mnie gotuje.

„Spokojnie Piotrek”

      Pomyślałem sobie i podszedłem do Maćka.

-Cześć stary.- przywitał się ze mną Maciek. Automatycznie podałem mu rękę.

-Cześć. Widzę, że spodobała ci się moja Martynka.

-Twoja!?- w jego oczach dostrzegłem cień agresji.- Z tego co wiem to nie jesteście razem. Jesteś źle poinformowany, bo Martyna jest ze mną.

-Widzę, że szybko działasz. Wiem Marcin jaki jesteś względem kobiet. I powiem ci tylko jedno: Martyna nie jest jak inne dziewczyny i jeśli masz zamiar ją skrzywdzić, to lepiej od razu odpuść, bo jeśli to zrobisz, to będziesz miał ze mną do czynienia.

Marcin zaśmiał mi się w twarz.

-Grozisz mi?

-Nie ja cię tylko informuję.

-Posłuchaj- podszedł do mnie i chwycił mnie za koszulkę- Będę robił co chce i chuj ci do tego. Widzę, że ktoś tu się nieszczęśliwie zabujał. Ale odpuść sobie, bo ona jest moja.

      Wyrwałem się mu i poszedłem w stronę bazy żeby się przebrać. W środku natknąłem się na Martynę, która nuciła sobie coś pod nosem.
-Martynka jak się czujesz? –zapytałem z troską
- O wiele lepiej Piotruś. Dziękuję, że mi pomogłeś. Jesteś najlepszym przyjacielem- powiedziała to i pocałowała go w policzek. – Lecę bo Marcin na mnie czeka. Do zobaczenia
      „Przyjaciel” nie lubię tego słowa…

***
      Wyszłam ze stacji i razem z Marcinem udaliśmy się do jego auta. Wydawał mi się jakiś dziwny, jednak gdy spytałam czy coś się stało zaprzeczył. Całą drogę jechaliśmy w ciszy. Gdy zatrzymał się pod moim domem odwrócił się do mnie i namiętnie pocałował w usta. Następnie wyszedł z samochodu i szybko obszedł auto aby otworzyć mi drzwi. Jak tylko wysiadłam wziął mnie w ramiona i zaczął szeptać do ucha.

-Wiem, że jest za szybko na takie słowa jednak nie wytrzymam jeśli ci ich nie powiem. Martyna kocham cię.

      Zaparło mi dech w piersiach. Marcin był cudowny. Nie znaliśmy się długo ale dzięki niemu już nie byłam sama. Wzięłam go za rękę i wprowadziłam do mojego mieszkania. Poszłam do kuchni i zaczęłam przygotowywać dla nas coś do jedzenia. Potem poszliśmy oglądać film ale w połowie zasnęłam.

***
          //Marcin//
      Gdy Piotrek wszedł do stacji gotowało się we mnie. Zauważyłem, że Martynka nie jest obojętna Piotrkowi co sprawiło że tym bardziej chciałem ją mieć. Więc postanowiłem, że za wszelką cenę tak się właśnie stanie…
***
      Byliśmy z Marcinem już dwa miesiące. Było mi z nim dobrze jednak często moje myśli uciekały w stronę Piotrka. Nasze stosunki stały się dziwne. Piotrek teraz częściej pracował niż zazwyczaj. Gdy zapytałam się go o to odpowiedział mi, że ma teraz mnóstwo wolnego czasu.

      Marcin przeprowadził się do mnie ponieważ w jego mieszkaniu był pożar i nie miał dokąd pójść. Właśnie siedzieliśmy na kanapie i oglądaliśmy jakąś komedię romantyczną. Nagle poczułam, że Marcin zaczyna mnie całować w szyję. Odchyliłam głowę do tyłu aby ułatwić mu dostęp. Było to bardzo przyjemne.

      Mimo że byliśmy ze sobą dwa miesiące i mieszkaliśmy razem to nie uprawialiśmy jeszcze sexu. Nie chciałam się śpieszyć i zwyczajnie nie byłam na to gotowa.

      Marcin pogłębił pocałunki i zaczął się przesuwać tak abym znalazła się pod nim. Jedna z jego dłoni spoczęła na mojej prawej piersi. Jego usta odnalazły moje i zaczęły swój taniec. Po pewnej chwili jego ręka zaczęła rozpinać moje spodnie. Przerwałam pocałunek i odsunęłam się trochę od niego.

-Nie Marcin. Nie jestem gotowa.- powiedziałam.

      Mieliśmy nierówny oddech. Maciek odsunął się ode mnie i wstał. Był zły. Widziałam coś dziwnego w jego oczach, lecz zanim zorientowałam się co to jest on wyszedł do łazienki.

      Wiem, że raniłam go moją odmową, ale nie miałam zamiaru robić czegoś wbrew sobie. Z resztą za pół godziny musiałam wychodzić na dyżur. Gdy zaczęłam się zbierać Marcin wyszedł z łazienki i poszedł do kuchni. Wiedziałam, że jest obrażony.

      Zanim wyszłam do pracy podeszłam do niego i pocałowałam go policzek.

-Przepraszam.- powiedziałam i ruszyłam w stronę drzwi. 

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej :D 
Staram się wrzucać coś codziennie. 

Jak myślicie co będzie dalej?